Argentyna w powieściach Juliusza Verne’a Daniel H. Valsecchi Bardzo krótkie wprowadzenie: Celem tego artykułu jest interpretować powieści Juliusza Verne’a, w których Argentyna jest „protagonistka”. Streszczenie powieści pt. Dzieci kapitana Granta. W żołądku rekina odnaleziono butelkę, która na wewnątrz miała trzy rękopisy napisane w trzech różnych językach. Było możliwe odcyfrować imienia kapitana Harry’ego Granta. W tym się zaczyna się wyprawa, w której bierze udział m.in. Paganel, Lord Glenarvan, kapitan John Mangles, Mac Nabbs, Duncan, Helena Tuffnel, Mary Grant, Robert Grant, Vivian de Saint-Martin, major i dokończy się w Patagonii i a potem w prowincji Buenos Aires. W rozdziału IX pt. Cieśnina Magelana pisze: „[…] 10 września znajdowano się [statek] na 5º 73’ szerokości i 31º 15’ długości geograficznej i tego właśnie dnia Glenarwan dowiedział się czegoś, oczyma wiedzą nieraz nawet najbardziej wykształceni ludzie. Paganel mówił o historii Ameryki i wymieniając jego nazwiska słynnych żeglarzy cofnął się do Krzysztofa Kolumba; na zakończeniu wspomniał, że dzielny Genueńczyk (1) Kolumb (1451-1506 był włochem i pochodził z Genu. s. 254) zmarł nie wiedząc o tym iż odkrył nowy, wielki kontynent. Całe towarzystwo przyjęło tę wiadomość z niedowierzaniem, ale Paganel upierał się przy swoim (2) Verne, J. Dzieci Kapitana Granta, t. I, Warszawa 1955, s. 67 „Jest to najzupełnie pewne – mówił. Nie chcę umniejszać sławy Kolumba, lecz fakt ten jest od dawna stwierdzony. W końcu XX wieku umysłu ludzki miał jedną, jedyną troskę; ułatwić podróż do Azji, dotrzeć na wschód zachodnimi szlakami, krótko mówiąc – skrócić drogę do ‘ojczyzny przypraw korzennych’. Było to również zamiarem Kolumba. W ciągu czterech podróży przybijał do Ameryki, u wybrzeży Cumana, Honduras, Mosquitos, Nicaragua, Veraguas, Costa Rica i Panama, uważając, te ziemi za terytorium Chin i Japonii i wreszcie zmarł nie podejrzewając istnienia olbrzymiego lądu, któremu nie przekazał nawet swego imienia”(3) Tamże, s. 68. „- Chętnie uwierzę panu, drogie panie Jakubie – odparł – Glenarwan proszę mi jednak darować moje zdziwienie i to, co zapytam, którzy z żeglarzy stwierdzili prawdę o odkryciach Kolumba”(4)Tamże, s. 68. „- Jego następcy Ojeda, który towarzyszy Kolumbowi we wszystkich podróżach, następnie Pinzón. Vespuci, Mendoza, Bastida, Cabral, Solis. Balboa. Żeglarze ci opłynęły wschodnie wybrzeża Amerykę, oznaczyli je dokładnie, posuwając się ciągle na południe, trzysta sześćdziesiąt lat temu, porwani przez ten sam silny prąd morski, który i nas teraz unosi. Trzeba wam wiedzieć, drodzy przyjaciele, że przecięliśmy równik dokładnie w tym samym miejscu, gdzie Pinzón przebył go w 1499 roku, i zbliżamy się obecnie do owego ósmego stopnia szerokości południowej pod którym przybył on do brzegu Brazylii. W roku później Portugalczyk Cabral dociera aż do porto Seguro. Następnie w 1502 roku Vespucci posuwa się w swej trzeciej wyprawie jeszcze dalej na południe. W 1508 roku Wincenty Pinzón i Solis organizują wspólną wyprawę celem zbadania wybrzeży amerykańskich, a w 1514 roku Solis odkrywa ujście do Rio de la Plata, gdzie zresztą z rąk tubylców pozostawiając Magalenowi chwałę okrążenia nieznanego lądu. W 1519 roku ten znakomity żeglarz wyruszył w drogę pięcioma okrętami, opłynął porty Desire i San Julian, gdzie zatrzymywał się na dłuższych postojach, następnie pod pięćdziesiątym drugim stopniem szerokości geograficznych trafił na cieśninie, które miała później nosić jego imię. Wreszcie 28 listopada 1520 roku wpłynął na Ocean Spokojny: jakąś wielką musiał przeżyć radość, jakże mocno było mu serce, gdy zobaczył lśniące w blaskach słońca nieznane, rozległe wody”(5) Tamże, s. 68-69. - Ach, proszę pana! Chciałbym być wtedy z Magelanem! – zawołał Robert Grant zachwycony opowieścią geografa.. - Ja także mój drogie chłopce. Nigdy nie ominąłem tak wspaniałej, gdybym urodził trzysta lat temu. - Co byłoby niepomyślnie dla nas – powiedziała lady Helena – któż bowiem byłby teraz z nami na pokładzie Duncana i kto odpowiedziałaby nam ten historii? - Ktoś inny zrobiłby to na moim miejscu i dodałby na moim miejscu i dodałby jeszcze, że znajomość zachodnich brzegów zawdzięczamy braciom Pizarro. Ci zuchwali awanturnicy założyli wiele miast, Cuzco, Lima, Santiago, Villarica, Valparaiso i wreszcie Concepción, do którego niesie nas Ducan, są ich dziełem. Odkrycia Pizarro połączyły się wówczas z odkrycia Magelana, a brzegi (6) Tamże, s. 69. Ameryki rysowały się na mapach coraz wyraźniej ku wielkiemu zadowoleniu uczonych Starego Świata” (7) Tamże s. 69. - Mnie by to jeszcze nie wystarczyło! – zawołał Robert - Dlaczego? – spytała Mary spoglądając na brata, który z zapartym tchem słuchał historii wielkich odkryć - Dlaczegóż to, mój drogi chłopce? – zapytał Glenarwan zachęcają go uśmiechem - Dlatego, że chciałbym wiedzieć, co jest po drugiej strony Magelana - Brawo, mój przyjacielu – odparł Paganel – i ja także byłbym chciał wtedy wiedzieć, czy stały ląd ciągnie się do bieguna, czy też istnieje, czy też tam morze, jak to przypuszczał Drake, pański rodak, milordzie. Nie ulega wątpliwości, że Robert Grant i Jakub Paganel, gdyby oczywiście dane im było żyć w XVII wieku, poszliby śladami panów Shoutena i Lemaire’a, dwóch Holendrów, których trawiła żądza rozwiązania tej zagadki (8) - Czy to byli uczeni? – spytała lady Heleny. - Nie, byli to odważni kupcy, który nie interesowali się zbytnio naukową stroną odkryć geograficznych. Istniało wówczas prawo regulowania ruchu przez Cieśninę Magellana. Ponieważ nie znano wtedy innej drogiej morskiej, wiodącej przez Zachód do Azji, przywilej ten pozwalał Towarzystwu Holenderskiemu zagarniać dla siebie wielkie bogactwa. Próbowano walczyć z monopolem, szukając innych cieśnin; między innymi niejaki Leamaire’a, człowiek inteligentny i wykształcony, pokrył koszty ekspedycji prowadzonej przez jego bratanka Jakuba Lemaire’a doskonałego żeglarza rodem Horn (9) Właściwie Hoorn. Miasto w Holandii, którego imieniem holenderski żeglarz Wilhelm Shouten nazwał wysunięty przylądek Ameryki, s. 254.). Dzielny marynarze wyruszyli w drogę w czerwcu 1615 roku, prawie w stol lat po Magellanie; odkryli Cieśninę Lemaire’a położona między Ziemią Ognistą i Wyspą Stanów, 12 lutego 1616 roku minęli słynny przypadek Horn, który, o wiele słusznej niż jego krewniak Przylądek Dobrej Nadziej (10) Przylądek Dobrej Nadziej położony jest na południowym wybrzeżu Afryki. Odkrył go w 1846 roku żeglarz Portugalski Bartolomé Diaz nazwał Przylądek Burz. Nazwę tę zmienione na Przylądek Dobrej Nadziej, kiedy słynny podróżnik Vasco da Gama odkrył w 1498 roku drogę do Indii, wiodącą dokoła Afryki, s. 70), zwać się powinien Przylądek Burz”(11) Tamże, s. 70. W tym rozdziału Verne pokazuje ogromną erudycję jeśli idzie o historię żeglarstwa i podróżników, geografię deskrypcyjna, geografię, historię konkwisty oraz konkwistatorów. Rozdz. XIII Zejście z Kordylierów W tym tekście Verne’e jest narracja o perypetiach ekspedycji w Andach. W pierwszym paragrafie są poruszane tematy związane z archeologią i klimatologią. „Błękit nieba stawał się coraz ciemniejszy a słońce ostatnimi promieniami muskało szczyty gór Paganel wziął ze sobą barometr 0,495 milimetr. Depresją, jaką wskazywał barometr, odpowiadała wzniesieniu jedenastu stopom. Ta część Kordylierów była zatem niższa od Mont Blanc zaledwie o dziewięćset dziewięć metrów. Gdyby w Andach natrafiono na takie same trudności terenowe, jakimi najeżony jest olbrzymi alpejski i gdyby rozpętali się huragany i trąby powietrzne, żaden z naszych podróżnych nie przedarłby się przez ten potężny łańcuch górski Nowego Świata”(12) Tamże, s. 107. „Dolina Colorado tonęła juwe wznoszących się zwolna cieniach wieczoru; na załamaniach i wypukłościach gruntu, na wzgórzach i szczytach gasły ostatnie promienie zachodzącego słońca, mrok zapadał powoli, ogarniając stopniowo wschodnie stoki Andów. Od zachodu granito przypory, na których wspierały się szczytowe ściany górskich masywów, zalane były jeszcze światłem. Olśniewającym blaski połyskiwały skąpane w słońcu lodowce i głazy. Grzbiety górskie o konturach przypominających nieudolny rysunek ciągnęły się falisto ku północy. Wzrok gubił się tu, nie znajdując punktu oparcia. Natomiast na południu krajobraz nabierał wraz z zapadającym mrokiem nieopisanej wspaniałości i grocy. Oto zagłębiało się w dziką, Torbido, obejmowało Antuco, którego rozwarty krater rysował się w dwóch mil. Wulkan ryczał jak olbrzymi potwór, podobny do Leviatana (Biblijny potwór. Za to woda zagotuje się w temperaturze najwyższej dziesięć dziewięciu stopni – temperatura wrzenia obniża się przeciętnie o 1 stopień na każde wniesienia 324 m pom) i odrzucał kłęby i rdzawych płomiennych. Kotliny i zbocza zdawały się płonąc; grad rozpalonych do białości kamieni, chmury czerwonych dymów, race lawy zlewały się iskrzące snopy. Powtórna światłość wzrastająca z każdą chwilą i oślepiające wybuchy płomieni wypełniały sobą ten zakątek gór, podczas gdy słońce, odarte już z wieczornego blasku, zanurzało się w mroku jak gasnąca gwiazda”(13) Tamże, s. 107-108. Ten paragraf odnosi się do potraw niejadalnych: „Paganel i Glernavan długo by jeszcze mogli obserwować wspaniałą walkę ogni niebieskich z ogniami ziemskimi; zapomnieli o obowiązkach drwali, jakich się podjęli odezwali się w nich natomiast upodobania artystów […] Mac Nabbs nie milił się: termometr, zanurzony w napełnionym wodą kociołku, wskazywał tylko osiemdziesiąt stopni, w chwili gdy płyn zaczął się gotować. Wszyscy z wielką rozkoszą wypili po kilka łyków gorącej kawy, mięso suszone wydało im się natomiast niewystarczającym daniel, co wywołało rozsądna, choć w danych okolicznościach zbyteczna uwagę Paganela.”(14) Tamże, 108. „- Do licha – rzekł – przyznam, że kawałek lamy z rusztu nie byłby do pogardzenia! Mówi się, że mięso lam zastępuje doskonale wołowinę i baraninę […]”. - Skąd więc ten hałas? – zapytał Tom Austin – Czy słyszycie jak się zbliża? - Czyżby lawina – rzekł Mulrady . - Niemożliwe. Słyszę wyraźnie ryki zwierząt – odparł Paganel - Chodźmy zobaczyć – rzekł Glernavan .- I weźmy broń – dodał major biorąc karabin. „[…] Jak ogień sięgnąć, na północ i na wschód szczyty gór kryły się w mrokach i dostrzegano dziwaczne sylwetki […] bez wątpienia ryk przerażonych zwierząt […] w tym momencie dał się słyszeć wystrzał broni palnej. Major strzelił na oślep. Zadawało się, że jakieś zwierzę upadło o kilka kroków od niego […] Było to ładne zwierzę, podobne nieco do małego wielbłąda, choć bez garbu; głowę miało zgrabną, płaski boki, nogi długie i smukłe; delikatna sierść koloru kawy usiana była pod brzuchem białymi plamami. Spojrzawszy na zwierzę Paganel zawołał głośno”(15) Tamże, 110. Następujący dialog można znaleźć w stronach 110111. - To jest ‘guanaco’( ) Gatunek lamy, s. 237. - Co to za zwierzę? – zapytał Gelnarvan. - Zwierzę, którego mięso jest jadalne - odparł Paganel. - A czy smaczne? – spytał Robert. - Wyśmienity. Potrawa bogów olimpijskich. Byłem pewny, że będziemy mieli świeże mięso na kolację. I to jakie mięso! Kto zdejmie skórę ze zwierzęcia? - Ja – rzekł Wilson. - Doskonale, a ja usmażę mięso – powiedział Paganel. - Czy pan jest również kucharzem? – spytał Robert.- Do licha –mój chłopie, wszak jestem francuzem! – Każdy Francuz ma w sobie coś z kucharza. - W pięć minut potem Paganel ułożył na rozżarzonych węglach cienki plastry mięsa, po dziesięciu minutach podał swym towarzyszom bardzo apetyczne filety. Nikt nie robił ceremonii i niebawem rozpoczęło biesiadę. Ale ku wielkiemu zdumieniu geografa, twarze obecnych wykrzywiły się grymasem obrzydzenia i pierwszy kęs przyjęty został przez wszystkich wyrażającymi najwyższy wstręt. - To jest okropne! – zawołał ktoś. - Zupełnie niejadalne odezwał ktoś inny. Biedny profesor musiał pogodzić się z tym, że wyborna w jego mniemaniu pieczeń z rusztu nie znalazła uznania nawet u tak bardzo wygłodniałych towarzyszy. W następujących fragmentach Verne’ pisze o rozwaleniu i trzęsieniu mające miejsce w górach: „W pewnej chwili wydawało mu się, że słyszy dalekie dudnienie, głuche i groźne, jakby grzmot. Nie był jednak zwykły odgłos nadchodzącej burzy. A może na zboczach gór, a tysiące stóp poniżej szczytu, rozpętała się jakaś zawierucha? Glenarvan chcąc się o tym przekonać, wyszedł przez chatę” (16) Tamże, s. 113. „Księżyc właśnie wchodził. Przezroczyste i spokojne. Nigdzie ani śladu chmur. Tu i ówdzie tańczyły ruchome odblaski ognia wydobywającego się z krateru Antuko. Na nieboskłonie połyskiwały tysiące gwiazd”(17) Tamże. s. 113. „Grzmoty jednak nie cichły, przeciwnie, zdawały się zbliżać i toczyć nad szczytami Andów. Glenarvan wrócił do szałasu jeszcze bardziej między podziemnym zaniepokojony, rozmyślając nad tym, jaki mógł być związek między podziemnym łoskotem a ucieczka guanaco. czy owe grzmoty mogły być przyczyną ucieczki? Spojrzał na zegara i stwierdził, że dochodzi druga”(18) Tamże, s. 113. „Nie mając pewności, czy istotnie grozi im bezpośrednie niebezpieczeństwo, nie budził śpiących mocno towarzyszy i sam wreszcie zapadł w głęboki sen, który trwał kilka godzin”(19) Tamże, s. 113. „Nagle gwałtowny łoskot zerwał go na nogi. Był to ogłuszający wstrząs, podobny do urywanego łomotu tysiąca ciężkich armat toczących się po bruku. Glenarvan poczuł się, że traci grunt po nogami; casucha zaczęła się chwiać i ściany jej runęły”(20) Tamże, s.113-114. - Uważajcie! – krzyknął Paganel. „Jego towarzysze staczali się już po stromej pochyłości; świtało właśnie i można było objąć wzrokiem straszliwe widowisko. Kształt gór zmieniał się błyskawicznie; stożki ulegały gwałtownej deformacji; chwiejące się szczyty zapadały w głąb, gdyby otwierały się pod nimi niewidoczne otchłanie. W następnie tych zjawisk, właściwych Kordylierom, potężny masyw, rozciągający się na przestrzeni kilku mil, mógł w całości zmienić swe położenie i obsunąć się ku równinom”(21) Tamże, s. 114. - Trzęsienie ziemi! – zawołał Paganel. (22) „Nie mylił się. Był to jeden z tych kataklizmów, tak często nawiedzające górszyty kraniec Chile, okolice, gdzie w ciągu czternastu lat Copiapo już dwa razy zmieniło się w stos gruzów, Santiago zaś czterokrotnie legło ruinach. Młody ten łańcuch górski podminowany jest przez nagromadzone pod skorupą, ziemską gazy, a kratery znajdujący się tu wulkanów stanowią niedostateczne ich ujście. Stąd więc ciągłe wstrząsy, znane miejscowej ludności pod nazwą ‘temblores’”(23) Tamże, s 114. „Tymczasem płyta skalna, na której siedmiu przerażonych i ogłuszonych ludzi czepiało się kurczowo kęp mchu, staczała się w dół z szybkością pociągu pospiesznego, to jest około pięćdziesięciu mil na godzinę. Żaden okrzyk nie wyrwał się zaciśniętych krtani, nikt nie był w stanie uciec lub zatrzymać się. Niepodobna było także porozumieć się między sobą. Podziemne huki, łoskot spadających lawin, pękanie potężnych zwałóch granit, wreszcie wirujący pył śnieżny udaremniały wszelkie usiłowania w tym kierunku. Czasem potężna płyta spadała bez kołysania i wstrząsów, kiedy indziej zaś i zsuwając się w przepaść, dokąd spadały odpryskujące odeń głazy, wyrywając z korzeniami stuletnie drzewa, wygładzała wschodnie stoki gór ja ostrze olbrzymiej kosy”(24) Tamże, s. 114. „Wyobraźcie sobie potęgę ogromnego ciężaru o wadze wielu miliardów ton, który spada pod kątem pięćdziesięciu stopni stale zwiększającą się szybkością”(25) Tamże, s. 115. „Nikt nie potrafiłby określić, jak długo trwała ta straszliwa jazda w otchłań i nikt nie ośmiela się przewidywać się w jakiej czeluści się zakończy. Czy wszyscy żyją, czy też ktoś spoczywa już na dnie przepaści – tego nikt spośród ofiar katastrofy nie mógł stwierdzić. Z oddechem tamowanym przez pęd powietrza zlodowacieli od zimna, które przenikało ich na wskroś, oślepieni śnieżną zamiecią, prawie unicestwieni i pozbawieni świadomości, dysząc ciężko, czepiali się skał jedynie dzięki potędze instynktu samozachowawczego”(26) Tamże, s. 115. „Przez jakiś czas nikt nie drgnął. Nareszcie ktoś się podniósł – był to major ogłoszony wypadkiem, lecz zdrowy i cały. Otrząsnął pył, który zasypał mu oczy i rozejrzał się dookoła. Jego towarzysze, rozrzuceni wokoło ja ziarna śrutu, leżeli bez ruchu”(27) Tamże, s. 115. „Major policzył ich. Brakowało tylko jednego: Roberta Granta”(28) Tamże, s. 115. Wiadomo że, w tych telurycznych zjawisk nikt nie przetrwa – chyba to jedna z fantazji Czarodzieja z Nantes Rozdz. XIV Opatrznościowy strzał Verne w tym rozdziału opisuje perypetia z kondorem, ale po pierwsze są refleksje teluryczny: „Wschodnie stoki Andów składają się z łagodnych pochyłości przechodzących prawie nie dostrzegalnie w szeroką równinę. Tam właśnie zatrzymał się jeden ze spadających zwałów skalnych. W tym zakątku o bujnych pastwiskach i wspaniałych drzewach dorodne sady, założone w czasach podboju, uginają się pod ciężarem złocistych jabłek , tworząc istne lasy. Jest to jakby część żyznej Normandii, przeniesiona w tę równiną i w innych okolicznościach podróżni byliby oczarowani nagłą zmianą krajobrazu: pustkowia i ośnieżone szczyty zamieniły się w kwitnące oazy i świeżą zielenią pokryte łąki, zima przeszła w lato. Góry zastygły znowu w bezruchu. Trzęsienie ziemi minęło, ale podziemne moce przeniosły z pewności gdzie indziej swoje niszczące działanie, bo Andy rzadko kiedy bywają nieruchome. Tym razem kataklizm był niezwykłe gwałtowny i zmieniły całkowicie ukształtowanie gór. Nowe linie szczytów i grzbietów zarysowały się na błękicie nieba a przewodnik z pampasów daremnie by tu szukał swych drogowskazów”(29)Tamże s. 115-116. „[…] – tak, tak – odparł Glenarvan – Ruszajmy więc”. „- Ale mówiąc to, nie patrzył na majora; wzrokiem śledził uporczywiej jakiś czarny punkt w przestworzach. Nagle podniósł rękę, którą zastygła w bezruchu” „- Tam, tam! zawołał – Patrzcie! Patrzcie!” „- Jakąś nadzieje mógł jeszcze żywić Glenarvan. Czy tracił rozum? „Wszystkie spojrzenia zwróciły się ku niebu, we wskazanym jakiś czarny punkt powiększał się w oczach. Był to ptak, który krążył na niezmiennej wysokości” „-Kondor – zawołał Paganel” „To jest Kondor – odparł Glenarvan – kto wie? Zbliża się! Zbliża się lot! Zaczekajmy!” „Jakąś ofiarę znalazł ten kondor? Jakieś zwłoki, może zwłoki Roberta?!” „- Kto wie? – powtarzał Glenarvan spuszczając go z oka” „Ogromny ptak zbliżał się bądź kołując, bądź opuszczając, się w dół z niewiarygodnym szybkością […] Major i Wilson chwycili karabiny, ale Glenarvan powstrzymywał ich jednym gestem. Kondor skierował swój lot ku skalistej niedostępnej płycie, położonej o ćwierć mili dalej na zboczu kordylierów. Krążył z zawrotną szybkością zaciskając drapieżne szpony i kręcąc łbem”(30) Tamże, 120. „- Kto tam! – zawołał Glenarwam” „Wtem nagła jak błyskawica myśl przebiega mu przez głowie” „Paganel miał słuszność. Był to kondor, który z każdą chwilą stawał się bardziej widoczny. Wspaniały ten ptak, czczony ongiś przez Inkasów (31) Inkasowie: nazwa szczepu indiańskiego, który przed wtargnięciem Hiszpanów do Ameryki Południowej stworzył potężne państwo na terenie dzisiejszego Ekwadoru, Peru i Boliwii, s. 256./ jest królem Ameryki Południowej. W tych okolicach kondory osiągają niebywałe rozmiary. Obdarzone olbrzymią siłą, nierzadko umieją zepchnąć na dno przepaści nawet woły. Atakują barany, konie i cielęta pasące się na równinę (32) Tamże, s. 120. „- Jeśli Robert jeszcze żyje!... Ognia! Przyjaciele, ognia!” ”Ale było już za późno. Zniknął za skalnym występem. Upłynęła sekunda długa jak wieczność. Ogromny ptak ukazał się wreszcie i ciężkim lotem wzbił się w górę, dźwigają zdobyć. Krzyk przerażenia wyrwał się ze wszystkich ust. Ze szponów kondora zwisało nieruchome ciało Roberta Granta. Ptak, wczepione pazurami w ubranie chłopca, kołysał się w powietrzu nad zboczem na wysokości pięćdziesięciu stóp; spostrzegłszy podróżnych usiłował uciec wraz z ofiarą, łopocząc gwałtownie skrzydłami”(33) Tamże, s. 122. „- Ach – zawołał Glenarvan – Niechże ciało Roberta roztrzaska się raczej o skały, niż służyć…” „Nie dokończył i wyrywając Wilsonowi karabin roztrzaska się raczej o skały wziąć kondora znajdującego się już na wysokości trzystu stop”(34) Tamże, s. 123. „Nie zdąży jednak nacisnąć kurka, gdy silna detonacja rozległa się gdzieś w głębi doliny; biały pióropusz dymu wystrzelił między dwiema bazaltowymi skałami a kondor, trafione w głowę, wirując opadł ku ziemi, podtrzymywany przez rozłożone skrzydła, które tworzyły jakby spadochron. Zdobywcy swe nie wypuszczał i osunął się na ziemię o kilka kroków od strumyka”(35) Tamże, s. 123. „I nie zastanawiając się, skąd pochodził zbawczy strzał, rzucił się w kierunku do niego. Wszyscy ruszyli za nim”(36) Tamże, s. 123. „Gdy nadbiegli, ptak już nie żył a ciało Roberta ukryte było pod szerokimi skrzydłami. Glenarvan rzucił się na nie, wyrwał ze szponów ptaka na trawie i przyłożył ucho do nieruchomej piersi”(37) Tamże, 123. „Nigdy człowiek ni wydał okrzyku tak szalonej radości, jak Glernavan, gdy zerwał się powtarzając: - Żyje! Żyje jeszcze. „W mgnieniu oka rozebrano Roberta i zmoczono mu twarz zimną wodę. Chłopiec poruszał się, otworzył oczy, spojrzał dokoła, a z ust jego wydobyty się słowa: - Ach, to pan, milordzie, mój ojcze! Glenarvan nie odpowiedział odebrało mu głos i klękając obok cudownie ocalonego chłopca, płakał ze szczęścia”(38)Tamże, 123. Kondor nigdy nie atakuje człowieka – ale w przypadku, kiedy ptak zauważa, że jego hodowla jest przez niego zagrożona reaguje. Mamy więc do czynienia z inną fantazją Czarodzieja z Nantes. Rozdz. XVI Rio Colorado Pierwszy, drugie i trzecie, czwarty, piąty, szósty i siódmy paragrafy opisują morfologię Pampasów, Médanos (ławica) i Pamperu (szczególny typ wiatru). „Pampasy rozpoczynają się u stóp Kordylierów. Można je podzielić na trzy części: pierwsza, porośnięta niezbyt wysokimi drzewami i zaroślami, rozciąga się na przestrzeni dwustu pięćdziesięciu mil od podnóża gór. Druga, szerokości czterystu pięćdziesięciu mil, pokryta jest bujną trawą, jej zaś granica przebiega w odległości stu osiemdziesięciu mil od Buenos Aires. Stąd, aż do brzegów oceanu rozpościera się rozległe pola lucerny i ostów. Jest to trzecia część pampasów”(39)Tamże, s. 132-133. „Ze skalistych Kordylierskich wąwozów kawalkada Glernavana wyjechała na rozległe piaszczysty wydmy, zwany tu ‘médanos’. Przypominają one fale, która bez ustanku poruszane przez wiatr, bo nie ma roślinności, która by piasek utrzymywała na miejscu. A piasek ten jest tak miałki, że najlżejszy powiew zrywa lotne tumany albo nawet trąby piaszczyste pokaźnych rozmiarów. Zjawisko to jest zarazem przyjemne i przykre dla oczu. Przyjemne, bo widok tych trąb, co wędrując po równinie, walczą między sobą, to ścielą się na ziemi, to wnoszą się ku górze w nieopisanym chaosie, jest rzeczywisty niezwykły. Za to niedostrzegalny pył, podnoszące się owych médanos dostaje się nawet za szczelnie zamknięte powieki”(40) Tamże, s. 134. „Przez cały prawie dzień posuwano się rano, choć dał silny wiatr północny, toteż około szóstej wieczorem Kordyliery, odległe o czterdzieści mil były tylko czerniejącym konturem zasnutym wieczorną mgła”(41)Tamże, s. 134. „Pampero, jak to Paganel wytłumaczył towarzyszom, pojawia się dość często na równinach argentyńskich. Jest to bardzo gwałtowny i suchy wiatr południowo-zachodni Thalcave ni omylił się i przez całą noc pamper dął z całych sił, co było przykre dla podróżnych, którzy za całą osłonę mieli jedynie puncha. Koniec pokłady się na ziemi, a ludzie ułożyli się ciasno przy nich”(42)Tamże, 135. „Zwykłe Pampero przynosi ze sobą trzydniowe burze, które barometr wskazałaby natychmiast. Ale ponieważ słupek rtęci nie opada, a raczej się wznosi, skończy się to wszystko po kilku godzinach gwałtownego huraganu. Rankiem niebo będzie pogodne ja zwykle”(43)Tamże, 135. „W całej podróży przez kontynent amerykański lord Glenarvan nieustannie wypatrywał Indian. Zamierzał wybadać za pośrednictwem Patagończyka, z którym Paganel porozumiewał się nieźle, czy nie wiedzą czegoś o losach Granta. Ale okolice, które przebywali były mało uczęszczane przez krajowców, gdyż główne szlaki łączące Ameryki z Kordylierami biegną przez północną część pampasów. Nie spotykano więc ani plemion koczowniczych, ani osiadłych szczepów. Jeśli nawet jakiś wojownik indiański ukazuje się z daleka, spostrzegłszy grupę podróżnych umykał szybko, nie pragnąc spotkania z obcymi”(44)Tamże, s. 136. „Każdemu, kto był samotnie wędrował przez Pampasy, widok ośmiu uzbrojonych mężczyzn na koniach musiałby wydać się podejrzany: zarówno dla bandyty uciekającego przed ręką sprawiedliwością, jak i zabłąkanego podróżnika. Wynikała stąd absolutną niemożność porozumienia się czy to uczciwymi ludźmi, czy z rabusiami.. Należało ubolewać, że nie nadarza się sposobów zetknięcia się oko w oko choćby z bandą ‘rastreadores’ – rabusiów stepowych, nawet gdyby rozmowa miała się rozpocząć od strzałów karabinowych”(45)Tamże, s.136. Należy zaznaczyć, że słowo ‘rastreador’ znaczy ścigający, człowiek, który poszuka osób – czasem rzeczy które się zgubiły. Verne w tym fragmencie popełnia błąd, ponieważ kwalifikuje ściągającego jako niebezpiecznego człowieka. Wręcz przeciwnie. Groźny jest tzw. Herszt dorożek. Wobec najmniejszego aktu nie posłuszeństwa podwładnego karze go metalową sztabą. Zob. Sarmiento, D.F., Civilización y Barbarie (cywilizacja i barbarzyństwo), s. 37-52, Mexico 1957. „Drogą, którą posuwali się nasi podróżnicy, przecinały niejednokrotnie ścieżki wijące się wśród pampasów, a między innymi dość ważny szlak wiodący z Carmen de Mendozy, gęsto usiany dokładnie oczyszczonymi przez drapieżne ptactwo i wybielonymi na słońcu kośćmi koni, mułów, owiec. Znajdowało się ich tu tysiące, a z prochami zwierząt były na pewno zmieszane i prochy ludzkie”(46)Tamże, s. 136. Rozdz. XVII Pampasy W tym fragmencie znajdują się rozważanie dotyczące morfologii roślinności oraz geologii: „Pampasy argentyńskie leżą między trzydziestym stopniem szerokości południowej. Słowo ‘pampa’, pochodzenia araukańskiego, znaczy ‘równina porosła trawa’ i doskonale określa takie właśnie tereny. Mimozy drzewiasty, spotykane w zachodniej części pampasów i bujna trawa porosłe pastwiska we wschodniej, nadają specjalny charakter tym okolicom. Rośliny zapuszczają tu korzenie w cienką warstwę gleby pokrywająca gliniasto-piaszczyste, żółtawe lub czerwonawe podłoże. Geolog, który przystąpiłby do badania tych terenów z epoki trzeciorzędowej, spotkałby niewątpliwie nieprzebrane bogactwa. Spoczywają tu liczne szkielety przedpotopowych zwierząt, który według Indian są szczątkami pancerników (47) Zwierzę z rodzaju szczerbaków, żyjące w Ameryce Południowej. Nazwę swą zawdzięcza twardemu pancerzowi, które pokrywa całe ciało z wyjątkiem ducha. W Pampasach argentyńskich żyje 3 do 4 lata, ma wagę 45 kg. i żywią się roślinami i owadami. s. 256-257./, pod cienką warstwą gleby kryje się prawdziwa historia z ziem”(48) Tamże, s. 143-144. „Pampasy amerykańskie należą do osobliwości geograficznych tak jak sawanny (49)Rozległe przestrzenie w Ameryce Północnej porosłe trawą usianie krzaczastymi gajami. s. 238./ okręgu Wielkich Jezior (50)Leżą na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Kanady. Łączą powierzchnia tych olbrzymich jezior 242 km. kwadratowych. s. 257./ lub step Syberii”(51) Tamże, s.144. W odniesieniu do klimatu, Verne pisze: „Ich klimat, o wiele bardziej kontynentalnej niż klimat okolic Buenos Aires, odznacza się gwałtownymi skokami temperatury, upały i ostre zima dają się tak, dlatego, wyjaśnił Paganel, że wodę ogrzewające się latem w ciągu zimy powoli wydzielają zebrane ciepło. W wyniku tego wyspy posiadają klimat bardziej równomierny niż wnętrze stałego lądu. Dlatego klimat zachodni ostre zima daje się często we znaki. Dzieję się tak dlatego, wyjaśnił Paganel, że wody oceanu nagrzewające się latem. W wyniku tego wyspy posiadają klimat bardziej równomierny niż wnętrze stałego ładu dlatego klimat zachodnich pampasów podlega o wiele większym wahaniom niż klimat wybrzeża, który dzięki bliskości oceanu jest łagodniejszy. Wszędzie w Pampasach zachodzą nagłe zmiany temperatury, na skutek tego rtęć w termometrach dokonuje ustawicznych skoków. Jesienią, to znaczy w kwietniu i maju padają tu obfite i częste deszcze, lecz w tej porze roku powietrze było suche i temperatura bardzo wysoka”(52) Tamże, s. 144.). W następujących czterech fragmentów jest mowa o dobrobycie królujące w pampasach oraz o monotonii: „Ustaliwszy dalszą marszrutę wyruszono w drogę o świcie, grunt ujęty mocno siecią korzeni drzewek i krzewów był twardy i pewny, nie spotykano już wydm ruchomych ani lotnego piasku, z którego te wydmy powstają ani też pyłu unoszonego podmuchami wiatru. Konie szły raźno między kępami ‘paja brava’, trawy charakterystycznej dla pampasów, której chronią się Indianie w czasy burzy. Coraz rzadziej napotykano mokradła, gdzie rosły wierzby i roślina zwana ‘ginerium argentum’ krzewiąca się bujnie w pobliżu słodkich wód”(53) Tamże, s. 144. „Konie piły wówczas łapczywie wodę zaspokajając na zapas pragnienie Thalcave jechał przodem i przede wszystkim nadzwyczaj niebezpieczne żmije, zwane ‘cholinas’, których jad zabija wołu w ciągu jednej godziny. Żywi odbywała się szybko i sprawnie. W krajobrazie pampasów nie zachodziła żadna zmiana; w obrębie sto mil Thauka, wierzchowiec Thalcave’a, skąd ponad zaroślami i torował drogę z nim koniom”(54) Tamże, 145. „Podróż przez te jednostajne równiny obywała się szybko i sprawnie. W krajobrazie pampasów nie zachodziła żadna zmiana; w obrębie stu mil nie widać było nawet ani kamienia. Ta niezwykła monotonia przedłużała się uparcie. Przez cały czas nie wydarzyło nic ciekawego. Podróż przez te jednostajne równiny odbywała się szybko i sprawnie. W krajobrazy pampasów nie zachodziła żadna zmiana; w obrębie stu mil nie wydać było nawet głazu ani kamienia. Ta niezwykła monotonia przedłużała się uparcie. Przez cały czas ni wydarzyło się nic ciekawego i aby interesować się szczegółami tej nieciekawej podróży, trzeba było być Paganelem, jednym z pełnym entuzjazmu uczonych , który robią odkrycia tam, gdzie oko profana nie dostrzegłby nic”(55) Tamże, 145. „29 października jechali dalej przez niezmierzone, jednostajne równiny. Około drugiej po południu pod kopytami koni zaczęły pojawiać się rozrzucone, bielejące wśród trawy kości ogromnego stada zwierząt, najwidoczniej wołów. Ślad nie ciągnął się wzdłuż jakiejś falistej linii, takiej jaką zostawiając zazwyczaj kości zwyciężonych zwierząt, które padają po drodze. Nikt więc nie potrafił wytłumaczyć tego nagromadzenia szkieletów na stosunkowo niewielkiej przestrzeni a Paganel nie wiele więcej wiedział niż inny. Zwrócono się więc do Indianina, ten zaś odpowiedział bez namysłu. Uczony krzyknął zadziwienia a Thalcave to resztę podróżnych”(56) Tamże, s. 145. W tym fragmencie jest opisany destrukcyjne działanie słońca – nawet w przypadku psów: „Nazajutrz słońce wstało wśród mgły i od razu zaczęło prażyć. Można było przewidzieć, że dzień będzie upalny, niestety pustynna równina nie mogła zapewnić żadnego schronienia. A jednak podróżni odważnie puścili się w dalszą drogę. Parę razy spotkali ogromne stada bydła, które zmęczone upałem kładło się leniwie trawie, nie mają siły na paść. Pastuchów nie było wcale. Psy, nauczone ssać owce, gdy dokuczało im pragnienie, same strzegły stada. Bydło jest tu łagodne i nie ma wrodzonej nienawiści do czerwonej barwy jego europejscy krewniacy” (57)Tamże, s. 147. „- Pochodzi to zapewne stąd, że pasą się na łąkach republikańskich – rzekł Paganel, zbyt jednak francuskim, aby go wszyscy mogli ocenić” (58) Tamże, s.147. I tu mamy opis tortury popełnianej przez owadów: „Po przebyciu trzydziestu mil zatrzymali się i rozłożyli obóz. Podróżni, wyczerpani trudnymi dnia spędzały im sen z powiek. Obecność tych owadów wskazywała na rychła zmianę wiatru, który istotnie odwrócił się nieco i wiał teraz z północy. Te przeklęte owady znikają wszakże najczęściej dopiero z południowym zachodnim wiatrem. Podczas gdy major zachował spokój wobec przeciwności losu, Paganel irytował się ustawicznie. Posyłał do diabła wszystkie moskity i komary i biadał nad brakiem amoniaku, który złagodziłyby straszliwe swędzenie spowodowane ich ukąszeniami. Mimo pocieszających zapewnień majora, że sytuacja nie jest najgorsza – bo skoro, zdaniem przyrodników, istnieje na świecie trzysta tysięcy gatunków owadów. Paganel powinien się cieszyć się mając do czynienia tylko z dwoma – geograf wstał rano ‘lewą nogę’ ”(59) Tamże, s. 151. W tym fragmencie plemienia jest uważana jak groźbę: „Tego dnia monotonia podróży została na chwilę przerwana. Jadąca na czele oddziału Mulrady wrócił do towarzyszy ostrzegając ich o zbliżaniu się grupy Indian. Podróżni rozmaicie zareagowali na tę wiadomość. Glenarvan spodziewał się , że krajowcy będą mogli im coś o losach Britannia. Natomiast, Thalcave ni był wcale zachwycone spotkanie koczowniczego plemienia Indian, których uważał za rabusiów i złodziei; był zdania, że raczej należy ich unikać zetknięcia z nimi. Zgodnie z jego radą, podróżni skupili się w zwartą gromadkę i nabili broń” (60) Tamże, 151. „Wkrótce ukąsał się oddział Indian. Składał się zaledwie z tuzina krajowców, co w znacznej mierze uspokoiło Patagończyka. Indianie znajdowali się teraz w odległości stu kroków od naszych podróżnych. Widać ich było wyraźnie. Należeli do szczepu zdziesiątkowanego bezlitośnie przez generała Rosas” (Tamże, s. 151. Generał Rosas – dyktator argentyński w XIX w., słynął z niezwykły krwawych rządów, s. 257. To nieprawda. Brygadier Generał Don Juan Manuel de Rosas (1793-1877) był lubiany przez Indian. Jeden z nich kiedyś powiedział: Don Juan Manuel nigdy nie kłamał i dobrze nas traktował. W Argentynie anarchia panowała. Faktem jest, Rosas działał bardzo rygorystycznie. Ale to było na rzecz naszego kraju, Argentyny. Należy do tego dodać, że w latach 1849 i 1850, Rosas bronił kraj przeciwko inwazji Anglików i Francuzów, którzy żeglowali bezprawnie na rzeką Parana. W bitwie tzw. La Vuelta de Obligado, Argentyńczycy, militarnie rzecz biorąc, przegraliśmy. Natomiast, z punktu widzenia dyplomatycznego wygraliśmy. Suwerenność Narodowa była potwierdzona przez traktat podpisany przez argentyńskich oraz angielskich dyplomatów. Ta bitwa miał miejsce 20 listopada 1849 roku – w dzisiejszych czasach – to Święto Narodowej Suwerenności. Notabene: po podpisaniu tego traktatu Argentyna zaczęła ‘egzystować’ na świecie stosunków międzynarodowych. Wyzwoliciel Kapitan Generał Don José de San Martin (1778-1850), Ojciec Argentyńskiego Narodu, oddał Rosasowi swój szable jako nagroda za dokonanie tego bohaterskiego czynu. D.H.V.) Rozdz. XVIII W poszukiwaniu wody W tym rozdziału jest mowa o morfologię ziemi o podróżnicy oraz geografię: „Jezioro Salinas jest ostatnim zbiornikiem wody w pasmie rozlewisk ciągnących się w okolicy, Sierra de la Ventana i Guamini. Do tego jeziora, którego wody zawierają znaczony procent soli ściągały dawniej liczne karawany z Buenos Aires w celu zaopatrzenia się w tym cennym produkt. Ale teraz woda wyparowała zupełnie wskutek straszliwych upałów i osadziła sól na dnie jeziora, które tworzyła jedną lśniącą taflę”(61)Tamże, 155. „Jechali teraz przez ‘desierto de las Salinas’ (62)(Słona pustynia; s. 257)/, płaszczyznę o gliniastym podłożu; rosły tu skarłowaciale krzewy, wysoki na dziesięć stóp kraczki mimozy, zwanej przez Indian ‘curramamme’ i krzaczki roślina ‘jumes’, która odznacza się wysoką zwartością sody. Tu i ówdzie spore tafle soli odbijały ostro promienie słoneczne. Można było łatwo wziąć za zamarznięte jeziora, gdyby dokuczliwy skwar nie rozwiązał szybka złudzenia. Niemniej te lśniące zwierciadła tworzyli przedziwny kontrast z jałowym i spieczonym gruntem i nadawały szczególny charakter okolicy przykuwając wzrok podróżnik”(63) Tamże, s. 158) „Za Sierra de la Ventana – położona o osiemdziesiąt mil dalej na południe, dokąd nasi podróżni, będą może musieli skierować się w razie wyschnięcie rzeki – Guamini – przedstawia zgoła odmienny widok. Kraj ten, zbadany przez Fitz-Roya, który stał wówczas na czele ekspedycji statku Beagle, jest niezwykłe urodzajny. Ciągną się tam przez setki mil najwspanialsze pastwiska; porośnięte bujną trawą północno-zachodnie stoki Sierra de la Ventana przechodzą w przepyszne łasy obfitujące w różne gatunki drzew; spotyka się ‘algarrobo’, odmianę drzewa świętojańskiego, którego owoce ususzone i zmielone służą do wypieku chleba bardzo cenionego przez Indian; spotyka się tam również ‘quebracho białe’ o długich i giętych gałęziach, przypominające o dziwacznym drewnie, rośnie tam drzewo zwane ‘naudubay’, które zapała się często ogromne pożary a także ‘viraro’, którego płaska rozpościera się niby parasol na wysokości osiemdziesięciu stóp i chroni w swym cieniu całe stada bydła. Argentyńczycy usiłowali niejednokrotnie skolonizować te urodzajne ziemi, lecz wszelkie dążenia w tym kierunku rozbijały się nieprzejadany opór”(64)Tamże, s 158-159. „Glenarvan pomyślał o polowaniu, bo wiedział, że okoliczna zwierzyna gromadzi się u wodopoju nad brzegiem rzeki. W istocie unosiły się tu całe stada ‘tinamusów’ – czerwonych kuropatw spotykanych w pampasach, dalej czarne jarząbki, pewna odmiana siewki, zwana tu ‘teru-teru’, żółte chruściele i prześliczne zielonopióre kurki wodne”(65) Tamże, s. 165. „Rozpoczęło się polowanie i myśliwi, gardząc upierzonymi mieszkańcami pampasów, zainteresowali się przede wszystkim grubszą zwierzyną. Po chwili zaczęty rozpierzchać przed nimi liczne stada sarnen i guanaco podobnych do tych, które wpadły na nich gwałtownie na szczytach Kordylierów lecz zwierzęta te, niezmiernie płochliwe uciekały z taką szybkością, że nie podobna było zbliżyć się do nich na odległość strzału”(66) Tamże, s. 165. „Wobec tego nasi myśliwi poprzestać musieli na drobniejszej zwierzynie, która nie uchodziła przed nimi tak szybko a która pod względem kulinarnym nie pozostawiała nic do życzenia. Padł płowego ‘pecari’ (67) rodzaj dzikiej świni, s. 257./ zwanego ‘tay-tetre’, którego wyborne mięso warto było kuli”(68) Tamże, s. 165-166. Rozdz. XIX Czerwone wilki Z zoologicznego punktu widzenia Verne pisze, że: „Indianie nazywają tę zwierzę czerwonym wilkiem. Krwiożercy ‘cenis ibatus’, według terminologii przyrodników, ma głowę lisa, a wzrost dużego psa; jego sierść jest rdzawa grzywą biegnącą wzdłuż karku są silne i zwinne bestie. Mieszkają najczęściej nad brzegami bagnisk i moczarów i polują na wodne zwierzęta; noc wypędza je z nor, gdzie śpią w ciągu dnia, obawiają się ich hodowcy bydła, bo gdy głód tym dokucza, nierzadko zakradają się do zagród robiąc poważne spustoszenia wśród stada. Pojedyncze sztuki nie są niebezpieczne, o wiele jednak lepiej mieć do czynienia z puma (68)Tamże, s. 169-170. Puma: jaguar drapieżne z którą można bezpośrednio rodziny kołów zaatakować; niż ze żyjące w Ameryce stadem wygłodniałych czerwonych wilków, s. 257./ Rozdz. XX Równiny argentyńskie W tym rozdziału jest opis równiny z botanicznego oraz meteorologicznego punktu widzenia: „Z czternastu prowincji, tworzących Republikę Argentyńską, największą i najgęście zaludnioną jest ta, kto jest Buenos Aires. Granica tej przylega do południowej części Terytoriów indyjskich między sześćdziesiątym czwartym i sześćdziesiątym stopniem. Urodzajne te równiny, pokryte trawą i roślinami strączkowymi, ciągną się płasko aż do stóp Sierra Tandil i Tapalquem i odznaczają się niezwykle zdrowym klimatem”(69) Tamże, s. 180. „Po opuszczeniu brzegów Guamini podróżni nasi stwierdzili z wielką ulgą znaczny spadek temperatury. Dzięki gwałtownym i zimnym wiatrom wiejącym znad Patagonii średnia dzienna nie przekracza siedemnastu stopni. Zwierzęta i ludzi , wycierpiawszy tak wiele przez suszę i pały, nie mogli teraz narzekać. Posuwali się więc szybko i sprawnie. Niezależnie od tego, mówi Tahlcave, okolice, przez które jechali wydawały się raczej wyludnione”(70)Tamże, s 181. „Napotykano niekiedy małe jeziorka słodkiej bądź też słodkiej wody. Nad ich brzegami kryły się w gąszczu zwinne myszokróliki , śpiewali wesoło skowronki, wtórowały im ‘tangara’, ptaszki równe barwne jak koliber. Trzepotały radośnie skrzydełkami, nie zwracając uwagi na wojownicze szpaki, które przechadzały się wzdłuż brzegów, jakby pyszniąc się czerwienia swoich piersi espoletów”(71)Tamże, s. 181. „Wśród kolczastych krzewów kołysały się jak kreolskie (72)Kreolami zwie się we Francji ludzi rasy białej, urodzonych w Koloniach. s. 258 przypis.) hamaki ruchome gniazda ‘anubusów’ a nad brzegiem jeziorek kroczyły zwartymi szeregami wspaniałe flamingi rozpościerając się na wietrze płomienne skrzydła. Zgrupowane tysiącami gniazda flamingów budowane są w kształcie ściętych stożków o wysokości jednej stopy i przypominają osiedla ludzkie. Bliskość ludzi nie budziła trwogi wśród tych wspaniałych ptaków” (73)(Tamże, s. 181. „Około wpół do czwartej po południu zarysował się na horyzoncie wzgórza, które w tak płaskiej okolicy mógłby ujść za prawdziwy łańcuch górski. Były to góry Tapalquem u których stóp podróżni zanocowali. Przebycie owego wzniesienia nie nastręczało trudności. Jechano po sfałdowanym, piaszczystym terenie o łagodnych stokach. Podróżni, którzy mieli za sobą przeprawę przez Andy, nie mogli brać poważnie takich pagórków a rozpędzone konie zaledwie zwolniły kroku. W południe minęli opuszczoną warownię Tapalquen, pierwsze ogniwo łańcucha małych fortec, ciągnących się wzdłuż południowego pogranicza”(74) Tamże, s. 181. „Drzewa, tak rzadkie u podnóża Andów, pojawiły się znowu. Większość z nich zasadzili Europejczycy. Był to brzoskwinie, topole, wierzby, akacje, które rosną szybko i łatwo nie wymagają specjalnych zachodów. Otaczały one ‘corrale’, czyli obszerne zagrody dla bydła, obwiedzione palisadą. Pasły się tam i tuczyły tysiące wołów i baranów, krów i koni, naznaczonych rozpalonym żelazem z cyfrą właściciela. Wielki i czujne psy strzegły stąd. Słonawy grunt u podnoszą gór nadaje się wybornie dla bydła i rodzi doskonałą trawę, Tam więc najczęściej zakłada się estancję, prowadzone przez rządcę dozorcę, którym polega z kolei po czterech pastuchów na każdy tysiąc sztuk bydła. Ludzi ci wiodą żywot biblijnych pasterzy. Stada ich są równie liczne, nawet liczniejsze od tych, które pasły niegdyś na równinach Mezopotamii (75)Pustynno stepowa kraina w południowo zachodniej Azji, rozciągająca się w dorzeczu rzeki Eufratu i Tygrysu. Mezopotamia stanowi dziś Królestwo Iraku w starożytności ziemi należały do potężnych państw Asyrii i Babilonii; s. 258. Słowo Mezopotamia to greckie słowo: znaczy ‘miedzy rzekami’. W Argentynie jedna prowincja nosi nazwę Entre – między Rios – rzekami D.H.V.) Tutaj jednak pasterze nie mają rodzin, a wielki ‘estanciero’ z pampasów łączy w sobie handlarza wszystkie cechy możnego handlarza bydłem i nie przypomina bynajmniej biblijnego patriarcha”(76) Tamże, s. 186. W tym fragmencie Verne opisuje ekologiczną katastrofę powodowaną przez solarnie [saladeros] która nie mogła być rozwiązana: „[…] napotkano po drodze wiele stancji, a także dwa ‘saladeros’, czyli miejsca, gdzie rzeźnicy biją utuczone już bydło oraz, na to wskazuje sam nazwą solą mięso. Przykre te pracy rozpoczynają się pod koniec wiosny. Rzeźnicy zjawiają się w corralach z wielką wprawą chwytają zwierzęcia na lasso i pędzą je do saladeros, gdzie setki wołów, krów i baranów podają pod nożem. Tam też odbywa się obdzieranie zabitego bydła ze skóry i ćwiartkowanie mięsa. Często byki stawiają energiczny opór. Wtedy rzeźnik zamienia się w torreadora i wykonuje jego czynności z niepospolitym okrucieństwem. W sumie rzeźnia taka przedstawia okropny widok. Trudno o coś równie odrażającego jak otoczenie saladeros. Wiatr rośnie około smród krwi i nawozu, krzyki rzeźników, ponure naszczekiwanie psów, przeciągłe ryki dogorywającego bydła a w górze krążą ‘rubu’ i ‘auras’, wielkie sępy argentyńskich równin, zlatujące się na odległych, wydzierać się z rąk oprawców dymiące jeszcze ochłapy”(77)Tamże, s. 187. Rozdz. XXI Fort Independence W tym fragmencie znajdujemy opis Tandil z botanicznego punktu widzenia: „Góry Tandil wznoszą się na tysiąc stóp ponad poziom morza: jest to stary łańcuch górski, który kształtował się pod działaniem ciepła skorupy ziemskiej, zanim jeszcze powstało jakiejkolwiek życie organiczne. Składa się z półkolistych wzgórz gnejsowych porośniętych niską trawą. Góry Tandil nadają nazwę całemu okręgowi, które obejmuje południową część prowincji Buenos Aires i kończy się zboczem, skąd spływają ku północy liczne strumienie zrodzone wśród gór”(78)Tamże, s. 188. „Na tym drzewie – olbrzymie nie brakło miejsca; liście I w tym fragmencie jest opis z demograficznego punktu widzenia: „Okręg ów liczy około czterech tysięcy mieszkańców, a jego stolica jest osadą Tandil, położona u północnych stoków łańcucha, pod opieką fortu Independance. Położenie Tandil nad strumieniem Chapaleofu jest bardzo korzystne. Osadę zamieszkują przeważnie Baskowie francuscy (79)Baskowie francuscy to górale po obu stronach Pirenejów Zachodnich, mówią językiem niepodobnym do żadnego z języków europejskich. Ogólna liczba Basków hiszpańskich i francuskich wynosi obecnie około miliona, s. 259./ oraz włoscy […] Francuzi założyli pierwsze faktorie w dolnym biegu La Plata. W 1828 roku Francuz Parchappe wzniósł mury forty Independencję celem ochrony kraju przed ustawicznymi napadami Indian. Dopomógł mu w tym dziele uczony Alcide d’Orbigny, który najdokładniej zbadał i opisał wszystkie kraje Ameryki Południowej jej części”(80)Tamże s. 188. I tutaj jest mowa o zaletach handlu. Ponadto, podkreślona jest rola Kościoła Katolickiego jako wychowawcza w sprawach rzeczy wiecznych i świeckich: „Osada Tandil jest dość ważnym osiedlem. Dzieli ją od Buenos Aires dwanaście mil drogi, którą przebywa się w wielkich wozach, zwanych tu ‘galeras’, wybornie dostosowanych do dróg stepowych a zaprzeczonych w woły. Dzięki temu Tandil może prowadzić dość ożywiony handel; wysyła do stolicy, bydło ze swych estancji, mięso solone ze swych saladeros a także bardzo interesujące rękodzielnictwa Indian jak na przykład tkaniny bawełniane, wełniane i artystyczne wyroby ze skóry. Podróżni znajdzie w Tandil nie tylko sporo domów wygodnych, ale i szkoły i kościoły umożliwiające ludziom kształcenie się w sprawach zarówno wiecznych jak i doczesnych”(81)Tamże, s. 188. Tematem tego fragmentu jest wojsko i jego organizacja: „Na obszernym podwórzu ćwiczyło kilku żołnierze najstarszy z nich miał nie więcej niż lat dwadzieścia a najmłodszy – zaledwie siedem. Słowem, około tuzina wyrostków oddawało się z upodobaniem mustrze. Mundury tych chłopców składały się pasiastych koszul ściągniętych skórzanymi pasami; o spodenkach czy szkockiej spódnice nie było nawet mowy: łagodność klimatu usprawiedliwiała zresztą tak lekki strój. Toteż Paganel nabrał dobrego wyobrażenia o rządzie, który nie rujnuje się mundury. Chłopcy uzbrojeni byli ciężki karabiny i za długie szable. Ich ogorzałe twarze odznaczały się ogromnym podobieństwem rysów. Kapral, który ich ćwiczył, był również podobnie do szeregowców. Musiało to być i było istotnie dwunastu braci, którzy ćwiczyli pod rozkazami trzynastego. Paganel nabrał nie dziwił się temu; znając wyborne statystykę tego wiedział, że u małżeństw argentyńskich przeciętna liczba ilość potomstwa przekracza liczbę dziewięciu. Zdziwił się natomiast, że chłopcy ćwiczą według prawideł musztry francuskie a ust młodego kaprala padają słowa francuskiej komendy” Tamże (82)Tamże, s. 189. W niniejszym rozdziale znajdujemy fragment dotyczący wojny – „Paragwajczycy biją się z Argentyńczykami. Wojna, w którą miała się później wmieszać i Brazylia, wojnie, która dziesiątkowała obie wrogie partie”(83)Tamże, s.192-193. Verne popełniał błąd. Urugwaj walczyły razem z Argentyną i Brazylią przeciwko Paragwajowi. To tzw. Guera de la Triple Alianza – Wojna potrójnego sojuszniczko. Jeśli chodzi o dziesiątkowanie: Brazylia: 100.000 zmarłych; Argentyna: 30.000 zmarłych; Urugwaj: 10.000 zmarłych i Paragwaj 300.000 zmarłych. D.H.V. Rozdz. XXIII: W którym podróżni prowadzę życie ptaków W tym rozdziale są tematy związane z botaniką oraz ornitologią „Drzewo, na którym schronił się Glenarvan z Towarzyszymy, przypomniało orzech dzięki lśniącym i szerokim liściom. Drzewa te zwane ‘ombu’, rosną najczęściej samotnie na równinach argentyńskich. Olbrzymie i pokrzywione ich wrastają mocno w ziemię grubymi korzeniami a ponadto wypuszczając także silne odrosła. Dzięki temu mogą wytrzymać ataki powodzi”(84) Tamże, s. 203. „Wysoki na sto stóp ombu pokrywał swym cieniem sześćdziesięciu sążni.”(85) Tamże, s. 203. powierzchnię o obwodzie „Na grubym pniu, którego średnica wynosiła sześć stóp, spoczywała rozłożysta korona podtrzymywana przez trzy konary niezwykłej grubości. Dwa konary z gałązek splątanych i splecionych ze sobą jakby ręką koszykarza. Tworzył one znakomite schronienie. Trzeci zaś konar pochylał się poziomo nad ryczącymi falami; niższe jego gałązki zanurzone już w wodzie; wyglądał jak wysunięty w morze cypel zielonej wyspy”(86) Tamże, s. 203. „Na tym drzewie-olbrzymi brakło miejsca; liście wracały się ku słońcu, zostawiając od wewnątrz wolne przestrzenia, prawdziwe polanki, gdzie było dosyć świeżego powietrza i chłodu. Patrząc na niezliczone gałązki spleciony ze sobą na plamy słoneczne ślizgające się po liściach, odnosiło się wrażenie, że z ogromnego pnia ombu wyrasta prawdziwy las”(87)Tamże, s. 208-209. „Wraz z przybyciem uciekinierów wleciały ku wyżej położonym gałęziom roje ptactwa głośną wrzawą protestując przeciwko niespodziewanemu najazdowi na ich siedzibę. Te setki ptaków również poszukiwały schronienia na olbrzymim drzewie; były wśród nich kosy, szpaki ‘isacas’, ‘hilgeros’ a przede wszystkim ‘picaflors’, odmiana kolibrów a wspaniałym upierzeniu; gdy odleciały, wydało się, że gwałtownie bajecznie kolorowe kwiaty”(88)Tamże, 209. Rozdz. XXV Między ogniem i wodą „Tymczasem, kiedy Paganel tak uczenie zaczęło się zbierać burzę. Zza horyzontu wyłoniła się na wschodzie szeroką, ciemną ostro zarysowana smuga i zajmując powoli coraz większy obszar nieba, gasiła blask gwiazd. Groźna ta chmura dotarła wreszcie do zenitu i zdawało się, że wkrótce zagarnie całe niebo. Musiała poruszać się dzięki jakiejś osobliwej, własnej sile w powietrze bowiem panował zupełny pokój. Nie drgnął ani jeden liść na drzewie a powierzchnia wód gładka była już lustro. Naszym podróżnym zdawało się, że nie mają czym oddychać, jakby jakaś ogromna pompa pneumatyczna rozrzedziła powietrze; atmosfera była przesycona elektrycznością a wysokim napięciu, każde żyjące stworzenie, jak prąd przenika jego nerwy”(89)Tamże, s. 229. „Gwałtowny odgłos przerwał rozmowę. Trzask piorunów stawał się i przechodził od tonów niskich do średnich – żeby użyć tego terminu muzycznego – a wkrótce stał się tak przeraźliwy, że powietrze nie wiadomo było, która iskra elektryczna wywołała to nieprzerwane dudnienie odbijający się wielokrotnym echem w głębinach nieba”(90) Tamże, s. 233. „Błyskawice przybierały najrozmaitsze formy. Jedne z nich biegły prostopadle w kierunku ziemi i powtarzały pięć lub sześć razy w jednym miejscu. Inne wzbudziłyby najwyższe zainteresowania u uczonych /Arago, , s. 260/, który sporządził Dominique-François (17861853) wielki uczony francuski, fizyk i astronom/ zajmującą statystykę tych zjawisk, podaje tylko dwa przykłady błyskawic rozwidlonych a tutaj można je było liczyć na setki. Niektóre, rozdarte na tysiąc rozgałęzień, wyglądały jak korale i zapalały na ciemnym nieboskłonie zadziwiająca zygzaki”(91) Tamże, s. 233. „Wkrótce cale niebo od wschodu aż do północy zajął intensywnie fosforujący pas. Ów pożar ogarnął powoli cały horyzont zapalając chmury, jakby to były stosy łatwopalnych materiałów a odbijając się w migocących wodach, utworzył olbrzymią ognistą kulę, w której środku znajdował się ombu”(92)Tamże, s. 233. W tym fragmencie Verne odnosi się do kajmanem: „Okazało się, że pień drzewa otacza te najgroźniejsze stworzenia z rodu jaszczurowatych. Łuski ich lśniły w świetle pożaru. Miały spłaszczone ogony. łby podobne do dzirytów, wyłupiaste oczy, olbrzymie paszcze. Po tych charakterystycznych cechach Paganel poznał drapieżne aligatory spotkane tylko w Ameryce, w krajach o kulturze hiszpańskiej zwane kajmanami”(93)Tamże, 235. I tutaj Verne wraca do pierwotnego tematu - burzy: „Burza właśnie przycichła pozostawiając jednak w atmosferze opary naładowane elektrycznością, które wywoływały gwałtowne i niespodziewane zjawiska. Na południu tworzyła się powoli olbrzymia trąba powietrzna stożek z mgieł, którego wierzchołek wspierał się na ziemi, podstawa zaś tkwiła w chmurach, łącząc rozszalałe wody z burzliwym niebem ‘meteor’. Ten zbliżył się wkrótce wirując z szaloną szybkością wokół własnej osi. Wchłonął kolumnę wody porwane z jeziora i wciągnął w siebie prądu powietrza. W kilka chwil potem olbrzymia trąba rzuciła się na ombu i wzięła go w swoje obroty”(94)Tamże, 235. Streszczenie powieści pt. Od ziemia do księżyc [1865 r.](nr) Dostępna on-line: jv.gilea.org.il Barbicane i członkowie ‘klub armaty’ wypracują plan, aby podróżować do księżyc przy pomocy ogromny dział. „Fragment jest bardzo krótki. Idzie o „Amerykę Południową, Peru, Chile, Brazylię Prowincje Rio de la Plata, w tym Argentynie, kraje, które wysłały Stu trzysta tysięcy dolarów w celu dofinansowania przedsięwzięcia” Streszczenie powieści pt. 20.000 podmorskiej żeglugi [1873 r.] Statki znikają około świata i podejrzewają, że jakiś potwór jest przyczyną tych zniknięć. Profesor Pierre Aronnax, autor książki pt. Tajemnice w Głębokości Oceanu i jego sługa Conseil i harpunnik Ned Land. Są powierzeni przez rząd USA, aby pomagać w rozwiązaniu tego zagadnienia. Przystąpią do fregaty Abrahama Lincolna. Po miesiącach poszukiwania fregata została uderzona pozornie przez wieloryba. Profesor Annorax, Conseil i Ned Land wpadli w oceanie. Wieloryba okazała się statkiem podwodnym Nautilusa. Rozdział XIV: Biegun południowy „Profesorze, w 1600 roku Holender Ghertik, uniesiony przez prądy i burze, dotarł do 64* szerokości południowej i odkrył Nowe Szetlandy. 17 stycznia 1773 roku sławny kapitan Cook, płynąć po 38º długości przybył pod 67º, 30’ szerokości, płynąc po 38º a 30 stycznia 1774 roku dotarł na 109º długości i 71º szerokości. W 1819 roku Rosjanin Bellinghausen znalazł się na sześćdziesiątym dziewiątym równoleżniku, a w 1821 Anglik Brunsfield zatrzymał się na 65º szerokości. W tym samym roku Amerykanin Morrel, choć relacje jego nie są zbyt pewne, posuwając się po czterdziestym drugim południku odkrył wolne morze na 70º 14’ szerokości na trzydziestym piątym południku i do 74º 15’ na trzydziestym szóstym. W1829 roku Anglik Forster, dowódca ‘Chanticlera’, objął w posiadanie kontynent antarktyczny pod 63º 26’ szerokości i 66º 26’ długości. 1 lutego 1831 roku Anglik Bisscoe odkrył Ziemię Endeby’ego na 68º 50’ szerokości, 5 lutego - Ziemię Adelajdy na 67’ szerokości, 21 lutego Ziemię Grahama na 64º 45’. W 1838 roku Francus Dumont d’Urville zatrzymał się przed ławicą lodową na 62º 57’, a tydzień później na 64º 40’. Wybrzeże Klary. W 1838 roku Anglik Wilkes posunął się po setnym południku aż do sześćdziesiątego dziewiątego równoleżnika. W 1839 roku Anglik Balleny odkrył Ziemię Sabriny na koła polarnego. Wreszcie 12 stycznia 1842 roku Anglik James Ross, na statkach ‘Erebus” i ‘Terror’ na 70º 56’ szerokości i 71º 7’ długości wschodniej napotkał Ziemię Wiktorii. 23 tego samego miesiąca osiągnął siedemdziesiąty czwarty równoleżnik, najdalej na południe wysunięty punkt, jaki osiągnięto po dziś dzień. 28 stycznia pod 77º 32’, 2 lutego pod na 78º 4’ w 1842 roku w drodze powrotnej dotarł 71º, którego nie umiał przekroczyć. A teraz ja, Kapitan Nemo, 21 marca 1868 roku dotarłem do bieguna południowego po 90º i obejmuję w posiadanie tę część globu, która równa jest jednej szóstej znanych kontynentów” (95) Verne, J., 20.000 mil podwodnej żeglugi, Warszawa 2005. Streszczenie powieści pt. Sfinks Lodowy (96 ) Dostępna on-line: jv.gilea.org.il Opowiadanie E.A. Poe’go o Arturze Pymie jest pokazane jako prawdziwy fakt. Kapitan Leon Guy buntuje się przeciw swemu bratu. Statek, w którym był Arthur w momencie jego zniknięcia. Poprzez wysiłki Jan Joerling załoga Halbrana jest zachęcana, aby szukać rozbitków, którzy przetrwali. Rozdz. VIII: W kierunku do Falklandy [dostępna on-line: jv.gilea.org.il. English PDF (s. 62) Ten krótki tekst wykazuje problem powodowany przez zły pogody: „Po przerwie powodowanym przez nieprzychylną pogodę, podczas gdy ‘Halbrane’ robił mało postępu. 4 października rano niebo i morze były pogodne i w następnym dniu wiatr też. Wiał w kierunku północno-zachodnim. Dla nas to było bardzo korzystne i podczas 10 dni te warunki klimatyczne kontynuowały i mieliśmy nadzieję, żeby docierać do Falklandy był możliwe” Trzeba do tego dodać, że zły pogody na Falklandzie (97)Islas Malvinas – to quaestio disputata D.H.V.) charakteryzuję się nieustannym wichrem (100 km za godzinę). Mimo że, na wyspie w niektórych miejscach są równiny, tereny przepełnione węglem obfitują. Ci, którzy walczyli tam w 1982 roku – Argentyńczycy i Anglicy - o tym problemie doskonale wiedzą. Streszczenie powieści pt. Latarnia na końcu świata [1905 r.](98)dostępna on-line PO63_[1972].doc Trzech dozorców (Vazqueza, Felipe’a i Moriza) jest wysłany do Wyspy Stanó, aby pilnować nową latarkę umieszczoną 200 km od Przylądku Hornos w Oceanie Atlantyckim. Niestety, są inny mieszkańcy na wyspie, grupa piratów – na czele Kongre, który czeka na moment, aby chwytać statek w celu opuszczenia wyspy W tekście są mianowany geograficzne miejsca: Wyspa Stanów, Przylądek Horn, Cieśnina Le Maire’a, Zatoka Elgor, Archipelag Rozpaczy, Archipelag Kergelen, Przylądek Dziewic, Przylądek św. Jana, Przylądek św. Bartołomieja, Przylądek św. Antoniego, Przylądek Kempe, Przylądek Webster, Przylądek Several i Przylądek Diegos. To wykazuje ponownie geograficzną erudycję Czarodzieja z Nantes. Podsumowanie W utworach Juliusza Verne’a wyżej interpretowanych znajdowaliśmy ogromną wiedzę o matematyce, fizyce, żeglarstwie, meteorologii, topografii, astronomii, geografii, historii, demografii, zoologii, botanice, ornitologii, antropologii, mineralogii oraz archeologii. A zatem jesteśmy tu w obliczu Juliusza Verne’a – Czarodziejska z Nantes – w postaci wychowawca, urzeczywistniona w Magazynie Edukacji i Rekreacji. Phoetus – eros – orgasm – FALO... PREGNANCY - MUCHOS SE PAJEAN MIRANDO ESTA FOTO. Un erotismo oculto… delicado – fertilidad, gestación... ♁ una voz lejana: me gustaría ser mujer, para saber lo que se siente, cuando en el vientre hay un phoetus... ser madre. La metamorfosis-en Balvanera. El odio oculto. El rencor oculto. Hijo único de madre viuda. Tener una hermana, pensar en femenino. No hubo prole. El bloqueo y el hecho de ser frígida. El embarazo, el vientre es unu falo y el ombligo es otro clítoris. Martín Heidegger – Znaki Drogi - los signos del sendero. UN VIDEO GAME ANTIGUO. LA PROVOCACIÓN SUBLIMINAL. Dominio público. Las VAGINAS no se ven… pero están allí… SEXO DELICADO… novias de vacaciones – placer y amor maternal... Verte!